Hokkaido przypomina Europę bardziej niż inne wyspy, co do tego nie mieliśmy wątpliwości. Co chwila cisnęło się na usta porównanie z Islandią, może przez tę dzikość, może przez to, że jak na Japonię, niewiele tam ludzi. Krajobraz mniej islandzki, ale bliski duchem: mieszane, gęste lasy, spowite mgłą, piętrzące się góry, warstwami (marudziłam, że nie uda mi się zrobić zdjęcia).
Nie zaplanowaliśmy na zwiedzanie japońskiej północy zbyt wiele czasu; wsiedliśmy tylko do pociągu z Sapporo w stronę centrum wyspy, z nadzieją na widoki z okien pociągu i chcąc zobaczyć jedno miasteczko w górach, bo mają tam fabrykę sera. Do Furano jechaliśmy z dwiema przesiadkami, ja cała w nerwach, że nie zdążymy, że nam zamkną na pewno tę fabrykę zanim się tam dokulamy, że cztery minuty na przesiadkę to za mało (ta historia dobrze się kończy).
Palące słońce na Hokkaido było ledwo zapowiedzią, przebłyskiem może upałów, które czekały nas na Honshu i dalej. Przesiadając się w Biei na ostatni z pociągów zbladłam nieco na widok otwartych wagonów i oczywistego braku klimatyzacji. A był to lawendowy pociąg, wiozący gości przez piękne hokkaidzkie pola lawendy. Lawenda przestała już kwitnąć i pola te nie różniły się niczym od ryżu czy rzepaku przed kwitnieniem – co nie przeszkadzało pasażerom strzelać dziesiątek fotek.

Fabryka sera w Furano jest oddalona od stacji o 45 marszu trochę pod górkę (inne opcje to taksówka lub turystyczny autobus, a my trochę oszczędzamy). Miasteczko szybko się kończy i zaczyna się krajobraz wiejski, czyli pola melonów, kukurydzy i cebuli. A nad tym wszystkim góry jak w Bieszczadach.
W fabryce sera można zajrzeć na linię produkcyjną przez dwa okienka, zza których machają panowie w białych kitlach, mieszający serwatkę w wielkiej kadzi. Jest tego zwiedzania może pięć minut, ale widać nie po to się tu przyjeżdża. Za dodatkową opłatą można wziąć udział w warsztatach serowarstwa, mleczarstwa albo kręcenia lodów. My tylko obejrzeliśmy sklepik z degustacją serów (pleśniowe!), wystawę plastikowych dań z miejscowych restauracji, w których wykorzystano owe sery i zjedliśmy serową pizzę i serowe lody.




W sklepie spożywczym śledził nas mały chłopiec. Ciekawi mnie, czy potem opowiadał historię o tym, jak spotkał obcokrajowców.

